2008.12.01, 0031 _ Ano i wyszło, jak się obawiałem - zagapiwszy się na wielbłąda zaprzepaściłem szansę
treściwszej aktualizacji. Chociaż coś archiwalnego zatem, na dzisiejszą noc... i jutrzejszy dzień - jako że paru archiwizacji kolejnych właśnie dzisiaj, wcześniej jeszcze, dokonałem.

W głowie jednakowoż kluje się również coś potencjalnie ciekawego. I przynajmniej odrobinkę ambitnego, możnaby rzec. Ne foriru ni tamen de nia bona kutimo ne antawi agojn per vortoj. Czas pokaże.
2008.11.29, 0026 _ Zmiana drobna. Kolorystyczna, tym razem.

Da; zastanawiam się, czy warto szaraki do jakiejś kreatywności dziś zaprzęgać, czy może dać sobie już spokój i baterie na jutro przeładować. Druga opcja zupełnie racjonalną się jawi, niemniej pewna osobliwa ekstremalność pierwszej tej też... nęci. Zwłaszcza po skromnej dawce przedziwnych dzisiejszych produktywności wieczorowych... paraliterackich. Hym.

[tymczasem w ramach przerywnika drobnego linków kilka, jeśli ktoś nie widział jeszcze: 1) dość ciekawa reklama prezerwatyw; 2) 20-minutowy filmik po angielsku, "how to be emo" 3) jeśli ktoś zna film 300 i jakimś cudem jeszcze tego nie widział...]

Zatem skan jeden; wszak multum ich jest potencjalnie na wklejenie tutaj czekających. Nieco inny również - prócz archiwalności jest pewnym wysoce amatorskim zapisem tabulatury (i próbą konwersji tejże na pięciolinię) melodii jednej, jaka to mi się pewnego wieczoru (czy może nocy pewnej, bardziej) ułożyła. Zdecydowanie nic specjalnego i wysoce krótkiego do tego - ot, ciekawostka drobna taka.

Jak by to zmusić umysł swój do maksymalnej produktywności, kreatywności i takowej koncentracji... skoro powszechnie wiadoma jest owa niezmierzoność jego potencjału. Wykorzystać to; wykorzystać chcieć i umieć. Znana też w końcu prawda o nim, że niczym mięsień jest - niećwiczony może praktycznie zaniknąć, zadbany zaś - dokonać przeróżnych niezwykłości. A łatwo całkiem przychodzi ta swoista wewnętrzna inercja; leniwość, by się umysłowo zbyt nie wysilać i energię oszczędzać. Z własnego doświadczenia znane toto, w każdym razie.
I tak właśnie owa kwestia wypływa - w okolicznościach pewnego naturalnego, fizycznego zmęczenia po dniu i chęci odgórnej, by jednak to zmęczenie spróbować przełamać: władzę swą nad nim zamanifestować; dowieść choćby samemu sobie, że owa automatyka fizjologiczna nie jest mi panem totalnym - a przynajmniej nie w tej jeszcze sytuacji.

Ćwiczyć koncentrację. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.
Co by się nie sypać; co by do przodu iść.

Choć na chwilę bieżącą przydatnie jednak byłoby się przespać.
2008.11.26, 2314 _ W porównaniu do MW UT i tak zresztą godzien marnowania nań czasu nie jest, gdy przewaga tego pierwszego w klimacie, soczystości i po prostu tym czymś tak oczywista i wyjaśniania nie wymagająca. I nie chodzi tu o samą wielotonowość - to zdecydowanie coś więcej: mniej bezmyślnego pośpiechu i więcej planowania i taktyki (by nie rzec strategii), do tego kojące chmury przesuwające się po niebie i pikne krajobrazy (choć nieco, na dzisiejsze możliwości wirutalne, pewnie minimalistyczne); ta rytmiczność kroków... i te jakże przekochane syreny ostrzegawcze, uprzejmie sugerujące nieco większy umiar w przyciskaniu spustu.

I moja stopniowa dezaktywacja szaraków, chybać z godziną związana. Odnośnie tego godne przytoczenia i polecenia byłyby proste techniki na owych wnętrzności drobne rozruszanie - które to już z podstawówki pamiętam. Parę przysiadów zatem, garść pompek i różności... O, tak - okno zdałoby się też otworzyć, co by przy tym wszystkim czym oddychać mieć. Stan aktualny chybać też i tym czynnikiem wszak pospołu spowodowany...

Ghh... urrrr... ggnhh... jedna rada przy tym. Po klęczeniu dłuższym ostrożnie z przysiadami. Argh. (Klęczenie lokalnie stosowane jako wygodna alternatywa do siedzenia na krześle, swoją drogą wartościowa i przydatna)

Akompaniament zaś rozruchowy w postaci dźwiękościeżki z Pomarańczowego Pudełka firmy Zaworek (przy czym jak najbardziej niczego tu nie zmyślam). Z tej to ścieżki Na Ostatnich Nogach utwór akurat grany, hou.
Dobre utwory zaś to do siebie tradycyjnie już mają, że zwykły kończyć się nieco szybciej, niż by się tego od nich łoczekiwało.Co przy merytorycznej (ah, jakże ja od Roku Pańskiego dwa tysiące piątego słowo to nawskroś pokochać zdążyłem) wartości tegoż albumu jednak zmartwieniem niezbyt dużym jest.

Hm, masz-ci-los, że gadulca na pingwinie zainstalowanego akurat i w pełni zlistowanego mam, nie w windzie - której to akurat półwyjątkowo słowa te piszę. Motyw wywołujący ów komunikator tutaj prosty zaś - droga to moja wszak standardowa, by o jakichkolwiek aktualizacjach świeżo zrodzonych informować Unu, du, sep, sep, ok, sep, tri - gdyby chciał ktoś, również i dostęp do owych statusowych informacji mieć.
Nie, żeby miały one prawdziwie komukolwiek na coś potrzebne być czy coś - taka wzmianka, ot, tylko.

Z nazbytniego tłumaczenia się ze słów swoich też chyba wyleczyć się winienem.
I w wolnej chwili pod wolnospadające kowadło jakieś wpaść, co by owego formalnego narzecza się wyzbyć.

I mały kotek na przebudzenie i urozmaicenie lekturki. Za dopłatą możliwa wersja z dowolnie dostosowywalnym dymkiem.

Istotnie, paliwo się kończyć musi, że do wklejania kotów przeszedłem mimowolnie. Pa-pa-pa-paliwo, paa - liiii - wooo; szemennaja, najaa, natann. Dobsz. Co by jakiś rogaty się tu nie zaszwendał swoją otwartoszarakoszczerość choć odrobinę ograniczyć winienem.
Choć czas jakiś temu dobry i mędrny człowiek jeden takimi słowy rzek, że dobrze jest czasem to, co na myśl przyjdzie - jedno po drugim i setnym, w potrzeby razie - na kartkę (vel monitor) przelać. Jako pseudo autoterapia funkcjonować toto z zasady miało, będąc w czasie jednym przydatnym i oczyszczającym.
Chyba takim zresztą właśnie to miejsce będzie (lub jest już) - jak zresztą wcześniej zdarzyło mi się zapowiedzieć już.

A, by wątpliwości uniknąć - obrazek, naturalnie, nie mojego autorstwa. W razie, gdyby inaczej się rzecz mieć miała, stosownie zaakcentować to się postaram.

Szyk końcowoprzestawny podświadomie wychodzi mi. wrrr...

To może jeszcze na koniec, ku chwale tego uwagi wielce godnego tytułu, obraz jeden, kolejny - z gry chociaż niezupełnie, to do niej jak najbardziej nawiązujący; a i estetycznie walorowy przy tym. Chwila ciszy i zadumy w nieprzewidywalnym rytmie życia, by tak rzec...(amp: Pig - Transceration)

Tako i właśnie przychodziłoby dzień ten zakończyć.

Do zapoznania zaś z i terningu w MW jak najbardziej zwłaszcza otoczenie bliższe zachęcam - miło byłoby pojedynku jakiegoś jeszcze przyzwoitego dożyć kiedyś. By nie zapeszać marzeń o przynajmniej tak minimalistycznej jak dwa-na-dwa zespołowej konfrontacji... heheh.
Do jutra zatem.
2008.11.26, 2214 _ Nie jest kimś ktoś, kto nikim nie jest.
Ne estas iu iu, kiu neniu ne estas. Cxi tio tamen multe pli bone en la pola sonas... Ho, cxu estas ecx iu ajn kiu vere legas tiujn alilingvajxojn? Ne, ke mi tiel facile (pro ebla manko de tiuj homoj) cxesus tiun skribadon, nur el mia scivolemeco jen cxi tiuj vortoj eliras. Kaj eliras, kaj eliras, kaj... cxu nur mi pensis, cxu mi scipovus (povoscius? nee, tiun formon mi ja tute ne sxatas) skribi ion cxi-lingve pri tiel nomata nenio? Ecx se ne multon da senco io tia enhavus, estos gxi cxiam por mi tre bona ekzercajxo, kaj en nia lingvo ja ekzercajxojn mi bezonas, ne tro ofte denature gxin uzante. Haymanaharayah, nun devas mi tamen bedawrinde fini - dormo min atendas kaj nova tago... kiun bone estus bone travivi. Kaj kiu bona travivo povas ne esti tiel evidente simpla, kiel oni de gxi ekspektus, ke gxi estu.
Salut~