Łooooo rany. Chyba minęło troszkę czasu od ostatniej okazji, kiedy zdarzyło mi się z takim bananem na twarzy wybuchającym raz-po-raz salwami śmiechu grać w jakąś grę. Wliczając, naturalnie, zwłaszcza te po multiplu - jako że naturalnie bardziej temu sprzyjają (przynajmniej zazwyczaj).
Krótko mówiąc - Dżi Ti Ej Tu po hamaku z Felippe. Ta gra swoją prostotą, klimatem, dynamiką i jajami po prostu morduje. Naprawdę niełatwo byłoby słowami oddać atmosferę rozgrywki. Oficjalna i zdecydowana rekomendacja do gry po sieci; praktycznie gwarancja dobrej zabawy. Oficjalnie darmowa i do ściągnięcia choćby stąd.
Z innej beczki zaś...
...muzycznego coś. O statusie retro już raczej, a przecież tak niedawno w kinie na tym byłem jeszcze... heh. Dobrego coś, w każdym razie. Jakoś wewnętrznie bliskiego, i dość często chodzącego mi po głowie mimowolnie.