Egzamin na prawo jazdy - teoretyczny i praktyczny, w tym samym dniu, ustawione na zaraz po sobie. Materiał z teorii przepracowany po wielokroć i raczej dobrze - jeśli nie 100%-dobrze - opanowany. Dzień wcześniej wykupiona dodatkowa jazda z ośrodka. W dzień egzaminu kolejna powtórka teorii, by móc się czuć możliwie jak najpewniej. Jadąc na rowerze do WORD-u (Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego, lokalne centrum egzaminacyjne) niemalże brak stresu wewnątrz. Generalnie pozytywne i optymistyczne nastawienie, jak to często mam w zwyczaju.
Paręnaście minut czekania przed salą na wypisaną na kwitku-zaproszeniu czternastą piętnaście. Wśród zgromadzonych ludzi wokół atmosfera raczej obniżonej gadatliwości. Niektórzy spięci nieco bardziej, inni - przynajmniej na oko oceniając - mniej.
Wyczytany do zajęcia swego miejsca średnio w trzech czwartych listy, jako że kolejność alfabetyczna. Egzaminator nieco bardziej krępej budowy ciała, coś koło pięćdziesiątki chybać. Przyjazny, względnie sympatyczny. Objaśnia pobieżnie funkcje potrzebnych nam w najbliższej chwili przycisków, potrzebnych do tzw. egzaminu próbnego, mającego oswoić użytkownika z mechaniką testu - żadnej klawiatury ani myszki bowiem, tylko konsoletka z przyciskami paroma. Pada pytanie o dwufunkcyjność przycisków "Poprzednie/TAK" i "Następne/NIE" - którą to egzaminator obiecuje wyjaśnić w odpowiednim momencie, gdy zajdzie potrzeba.
Taktyka łopatologicznego krok po kroku. W porządku zatem. Trzymajmy się procedury, słuchajmy na żywo dochodzących objaśnień - może wszystko będzie w porządku. Emocje cały czas na całkiem kontrolowanym poziomie, opierające się nawet próbom destabilizacji przez wszędobylsko na ekranie rozmnożone słowo EGZAMIN.
Chwilę później kolejne komputery wydają z siebie podobnej tonacji, krótki pisk, zmieniając wyświetlanie z ekranu powitalnego na planszę weryfikacji danych personalnych. Wszystko w porządku, wszystko się zgadza... tylko imię jedno wpisane, nie dwa - choć nazwa rubryki brzmi wyraźnie imiona. Nic to jednak poważnego, jak rzecze egzaminator uspokajająco - drugie imię ponoć w bazie danych jest, ino w tym polu przedegzaminacyjnie się jakoś magicznie nie wyświetla.
W porządku więc - żadnych pytań na sali; ekran zmienia się na inny: oto nasza oficjalna próba generalna. Czas sprawdzić działanie pięciu na chwilę bieżącą niezbędnych przycisków, idąc za poleceniem egzaminatora. Działają, większość jednak wymaga nieco silniejszego przyciśnięcia - pewnie za sprawą zużycia, czy czegoś w tym guście. Niedługo trwa nasza badawcza beztroska - egzaminator sugeruje by kończyć już, ZATWIERDŹ klikając. Palec więc polecenia słucha, ekran zaś w odpowiedzi pytanie wyświetla; padają słowa od nadzorcy naszego by, w razie takiego właśnie zdarzenia, ZATWIERDŹ jeszcze raz przycisnąć. W tej samej chwili intuicyjnie już palec dwufunkcyjny przycisk Poprzedni/TAK klika. Korekta jednak, nie tak być miało; jasno tylko o ZATWIERDŹ mówiono - ruch ręki szybki, dwakroć dla pewności ów przycisk właściwy w mig wciskającej. Wzrok pada na ekran...
...który to raport przedziwny przedstawia. Oto żeś bracie, nie tylko swą próbę - lecz wraz i egzamin państwowy zakończył, w ułamku sekundy swój brak odpowiedzi na pytań osiemnaście zgrabnie zatwierdzając.
I próżno się burzyć czy pomocy szukać, gdy braku uprawnień paraliż powszechny. Do okienka, robaczku, wpłać na termin nowy - i zwrot twych pieniędzy wybij sobie z głowy; wszystko oficjalne i swsząd zatwierdzone, sto czterdzieści złotych już w maszyny trzewiach, dawno przemielone - a jeśli nie, nawet, to między te tryby - jeśliś mądry trochę - chciałbyś rękę wsadzić?