Tym razem wyciąg z jednej spontanicznie
rozrosłej korespondencji dzisiejszej:
rozrosłej korespondencji dzisiejszej:
Ja swojej głowy zdecydowanie tak nie ,,półeczkuję"; bardziej przypominałoby to raczej przelokowywanie różnych rzeczy w jakiejś bezgrawitacyjnej, statycznej przestrzeni...
...lubię też jakoś metafory marynistyczne, z personifikacją siebie jako jakiegoś okrętu żaglowego, np.
Całkiem spory potencjał ma takie założenie i da się weń sporo wplastycznić.
Zaś inspiracje... tak, zewsząd mnie otaczają; jeśli jednak duch mój jest rozbity i w letargu, to nikły pożytek potrafi z nich wyciągnąć. Mam garść wizji które pragnę spełnić - bądź przynajmniej spróbować to uczynić - jednak bez pewnej samodyscypliny i rygoru wobec niekorzystnych przyzwyczajeń może mi się to nie udać (a przynajmniej tak jasno wskazywałoby doświadczenie).
Duch ludzki w stanie bezwładności dryfuje raczej w kierunku oszczędzania energii i bezruchu - jak praktycznie cała natura zresztą, co już wśród zwierząt widać: jeśli tylko drapieżny kot odpowiednio zaspokoi sobie swoje podstawowe żywieniowo-popędowe potrzeby, potrafi cały niemalże dzień przekimać spokojnie w słońcu. Lub w cieniu, zależnie od sytuacji i upodobań.
Nie wiem, czy jest to w jakiś sposób zbieżne bądź bliskie przynajmniej Obiektywnemu Sensowi Istnienia (jesli takowy istnieje/istniałby/istnieć może), jednakże osobiście intuicyjnie postrzegam za coś wartego dążenia mego właśnie pewien Opór wobec statyczności i marazmiczności, wobec ekonomicznie-poprawnej oszczędności energetycznej.
To jednak, samo w sobie, nie byłoby również zbyt rewolucyjne - bowiem inną dominującą siłą w znanym nam świecie, prócz tej pragnącej możliwie przyjemnego spoczynku, jest (przynajmniej zdaniem sporej garstki myślicielów samozwańczych) przekorność właśnie - pod którą mój ach-jakże-szlachetny-itakdalej opór możnaby podpisać.
...i generalnie jestem przekorny - zabawne, być może to moja najcharakterystyczniejsza cecha nawet.
Biorąc zaś pod uwagę moją chyba głęboką dość potrzebę manifestowania swej względnie świadomej wolności - nie chciałbym i w tym wypadku być jedynie przewidywalnym zjawiskiem.
Tak, to kolejna rzecz, co mnie jakoś odruchowo kręci - nieprzewidywalność. To jednak zupełnie jasne i oczywiste, skoro w swej istocie możnaby sprowadzić to do prosto-solidnego argumentu potwierdzającego moją wolność (lub wnet Wolność, zważając na to, jak ten na wpół-uchwytny fenomen ważny wydaje się dla równowagi psychicznej jednostki ludzkiej).
Plus: czujny i przytomny umysł potrafi całą zasobność inspiracji już w samym sobie nawet znaleźć - zwłaszcza, gdy wysili się nieco bardziej/finezyjniej wyobraźniowo. To też taki jeden z mych nieco-zaniedbywanych priorytetów: by swoją w-miarę-szeroko pojętą wyobraźnię w przyzwoitej kondycji utrzymywać. Odruchowo zaś człowiek potrafi nawet wobec czegoś takiego zabawną leniwość przejawiać... czego skutki chyba nazbyt niestety powszechnie można czasem u tej starszej, :bardziej dorosłej: części populacji dostrzec.
Tak, utrzymywać umysł w możliwie najlepszej kondycji... skutkiem zaś aktualnego dość silnego związania ducha/świadomości z daną nam cielesną powłoką i jej natarczywego narzucania się, dobrze też i o nią starać się zadbać - skutki takiej aktywności bowiem w dość udokumentowany sposób pozytywne są - już seria przysiadów prostych wszak potrafi, ożywiając przepływ krwi w ciele, rozjaśnić myśli i przywrócić czujność ducha. Aktualnie, po parotygodniowym chorowaniu, chyba tego mi zresztą najbardziej brak... W pewien sposób skrajna małoruchliwość chorobowa jednak przyczyniła się do kolejnych spostrzeżeń na ten temat, i tako - do rozsądnej motywacji większej. I to zatem miało swe całkiem sensowne miejsce i raison d'etre. Znowuż zabawnie całkiem.
Przekornie wręcz.
...lubię też jakoś metafory marynistyczne, z personifikacją siebie jako jakiegoś okrętu żaglowego, np.
Całkiem spory potencjał ma takie założenie i da się weń sporo wplastycznić.
Zaś inspiracje... tak, zewsząd mnie otaczają; jeśli jednak duch mój jest rozbity i w letargu, to nikły pożytek potrafi z nich wyciągnąć. Mam garść wizji które pragnę spełnić - bądź przynajmniej spróbować to uczynić - jednak bez pewnej samodyscypliny i rygoru wobec niekorzystnych przyzwyczajeń może mi się to nie udać (a przynajmniej tak jasno wskazywałoby doświadczenie).
Duch ludzki w stanie bezwładności dryfuje raczej w kierunku oszczędzania energii i bezruchu - jak praktycznie cała natura zresztą, co już wśród zwierząt widać: jeśli tylko drapieżny kot odpowiednio zaspokoi sobie swoje podstawowe żywieniowo-popędowe potrzeby, potrafi cały niemalże dzień przekimać spokojnie w słońcu. Lub w cieniu, zależnie od sytuacji i upodobań.
Nie wiem, czy jest to w jakiś sposób zbieżne bądź bliskie przynajmniej Obiektywnemu Sensowi Istnienia (jesli takowy istnieje/istniałby/istnieć może), jednakże osobiście intuicyjnie postrzegam za coś wartego dążenia mego właśnie pewien Opór wobec statyczności i marazmiczności, wobec ekonomicznie-poprawnej oszczędności energetycznej.
To jednak, samo w sobie, nie byłoby również zbyt rewolucyjne - bowiem inną dominującą siłą w znanym nam świecie, prócz tej pragnącej możliwie przyjemnego spoczynku, jest (przynajmniej zdaniem sporej garstki myślicielów samozwańczych) przekorność właśnie - pod którą mój ach-jakże-szlachetny-itakdalej opór możnaby podpisać.
...i generalnie jestem przekorny - zabawne, być może to moja najcharakterystyczniejsza cecha nawet.
Biorąc zaś pod uwagę moją chyba głęboką dość potrzebę manifestowania swej względnie świadomej wolności - nie chciałbym i w tym wypadku być jedynie przewidywalnym zjawiskiem.
Tak, to kolejna rzecz, co mnie jakoś odruchowo kręci - nieprzewidywalność. To jednak zupełnie jasne i oczywiste, skoro w swej istocie możnaby sprowadzić to do prosto-solidnego argumentu potwierdzającego moją wolność (lub wnet Wolność, zważając na to, jak ten na wpół-uchwytny fenomen ważny wydaje się dla równowagi psychicznej jednostki ludzkiej).
Plus: czujny i przytomny umysł potrafi całą zasobność inspiracji już w samym sobie nawet znaleźć - zwłaszcza, gdy wysili się nieco bardziej/finezyjniej wyobraźniowo. To też taki jeden z mych nieco-zaniedbywanych priorytetów: by swoją w-miarę-szeroko pojętą wyobraźnię w przyzwoitej kondycji utrzymywać. Odruchowo zaś człowiek potrafi nawet wobec czegoś takiego zabawną leniwość przejawiać... czego skutki chyba nazbyt niestety powszechnie można czasem u tej starszej, :bardziej dorosłej: części populacji dostrzec.
Tak, utrzymywać umysł w możliwie najlepszej kondycji... skutkiem zaś aktualnego dość silnego związania ducha/świadomości z daną nam cielesną powłoką i jej natarczywego narzucania się, dobrze też i o nią starać się zadbać - skutki takiej aktywności bowiem w dość udokumentowany sposób pozytywne są - już seria przysiadów prostych wszak potrafi, ożywiając przepływ krwi w ciele, rozjaśnić myśli i przywrócić czujność ducha. Aktualnie, po parotygodniowym chorowaniu, chyba tego mi zresztą najbardziej brak... W pewien sposób skrajna małoruchliwość chorobowa jednak przyczyniła się do kolejnych spostrzeżeń na ten temat, i tako - do rozsądnej motywacji większej. I to zatem miało swe całkiem sensowne miejsce i raison d'etre. Znowuż zabawnie całkiem.
Przekornie wręcz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)