tworzy się.
formuje się coś w mym umyśle. niepohamowanym przepływem myśli przeplatają się obrazy, istotnie niejasne, przypadkowe. coś się formuje, wszystko bowiem ma kształt jakiś i do jakiegoś kształtu dąży również. prawie wszystko, przynajmniej. do jakiego kształtu dążą obrazy przetwarzane przez mój umysł – nie wiem. domyślać się tylko mogę, a i to niełatwo.
niejasne to jest. zwłaszcza, gdy chce się coś konkretnego wyłowić, jakiś obraz z tegoż przeplotu wyszczególnić, wyodrębnić. sięgnąć w swój umysł... przepłynąć przez ocean nagromadzonych inspiracji, odłamków idei, pomysłów; przypadkowych, bezimiennych szczątków czegoś, co przez swą ulotność nie doczekało się nazwy. zanurzyć się w głębinie wielopoziomowej świadomości. szukać... czuć. wypatrywać. słuchać. „kto ma uszy do słuchania – niech słucha”.
dziwna to świadomość – niczym basen się jawi. sama powierzchnia łatwo poddaje się czynnikom zewnętrznym – formując się pod działaniem wiatru w fale, kręgi... co weń rzucone zostanie – kręgi na wodzie wywołuje, później samo jednak gdzieś na dnie zostając – współtworząc całość zbiornika, w mniej świadomy jednak sposób. niektóre rzeczy, znikomo ważniejsze – niczym boje, unosić się będą na powierzchni. żyjemy tą właśnie powierzchnią – przynajmniej w swej codziennej automatyce, nie wysilając się na analizę głębin, poddając się wiatrowi i przeróżnym zależnościom chwilowym.
słuchać... sonary zapuszczać wręcz – jeśli tylko komuś czasu na to i woli starcza. a niewielu takich zliczyć można z tłumu.
pokonać. pokonać swój marazm, walczyć z automatyzmem – nasze główne zadania na życie. z bezwolnością walczyć. z bezwładnością – jakże wygodną i niewiele wymagającą. z nurtem, z prądem walczyć – by nie tylko patykiem być, unoszonym przez wody rzeki.
tak oto słowom zycie dałem.
wyrzucił coś sztorm na brzeg.
i koniec.
formuje się coś w mym umyśle. niepohamowanym przepływem myśli przeplatają się obrazy, istotnie niejasne, przypadkowe. coś się formuje, wszystko bowiem ma kształt jakiś i do jakiegoś kształtu dąży również. prawie wszystko, przynajmniej. do jakiego kształtu dążą obrazy przetwarzane przez mój umysł – nie wiem. domyślać się tylko mogę, a i to niełatwo.
niejasne to jest. zwłaszcza, gdy chce się coś konkretnego wyłowić, jakiś obraz z tegoż przeplotu wyszczególnić, wyodrębnić. sięgnąć w swój umysł... przepłynąć przez ocean nagromadzonych inspiracji, odłamków idei, pomysłów; przypadkowych, bezimiennych szczątków czegoś, co przez swą ulotność nie doczekało się nazwy. zanurzyć się w głębinie wielopoziomowej świadomości. szukać... czuć. wypatrywać. słuchać. „kto ma uszy do słuchania – niech słucha”.
dziwna to świadomość – niczym basen się jawi. sama powierzchnia łatwo poddaje się czynnikom zewnętrznym – formując się pod działaniem wiatru w fale, kręgi... co weń rzucone zostanie – kręgi na wodzie wywołuje, później samo jednak gdzieś na dnie zostając – współtworząc całość zbiornika, w mniej świadomy jednak sposób. niektóre rzeczy, znikomo ważniejsze – niczym boje, unosić się będą na powierzchni. żyjemy tą właśnie powierzchnią – przynajmniej w swej codziennej automatyce, nie wysilając się na analizę głębin, poddając się wiatrowi i przeróżnym zależnościom chwilowym.
słuchać... sonary zapuszczać wręcz – jeśli tylko komuś czasu na to i woli starcza. a niewielu takich zliczyć można z tłumu.
pokonać. pokonać swój marazm, walczyć z automatyzmem – nasze główne zadania na życie. z bezwolnością walczyć. z bezwładnością – jakże wygodną i niewiele wymagającą. z nurtem, z prądem walczyć – by nie tylko patykiem być, unoszonym przez wody rzeki.
tak oto słowom zycie dałem.
wyrzucił coś sztorm na brzeg.
i koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz