Tak, zaiste, doświadczenia mniej i bardziej bliskie czasowo wydają się dość jednogłośnie wskazywać na moją cokolwiek obniżoną tolerancję... lub może inaczej: ,,zdecydowanie podwyższoną wrażliwość/podatność" na używki typu kofeinowego i im podobne: patrz różne pochodne plusz-aktiwów, jak również pozornie niewinne kawy zbożowe.
Przy czym reakcja organizmu nie należy do tych przeze mnie pożądanych: generalna trudność z pewnym wyluzowaniem się, uczucie lekkiej trząśliwości wewnętrznej przekładające się częściowo na widoczną motorykę ciała (nie jakoś jaskrawo, niemniej dostrzegalnie)... Generalne pobudzenie, sztuczne jednak - i w swej sztuczności intuicyjnie negatywnie intruzyjne.
Podobny efekt po spożyciu większej ilości czekolady, o czym zdarzyło mi się już tu wspomnieć niegdyś.
I przekłada się to na inności; dla przykładu - unikając nadmiaru soli przez pewien czas, stopniowo maleje we mnie untuicyjne zapotrzebowanie na nią i skłonny mogę być do uznania za przesolone czegoś, co jeszcze niedawno uważałem za takie w sam raz, do potencjalnego doprawienia.
Wchodząc na taką drogę Umiaru można rzeczywiście odmienić sobie percepcję wielu rzeczy... i docenić, chociażby, bardziej pierwotny smak czegoś, nie jego brutalnie maskaradowo przyprawioną wersję.
Przy czym, dodatkowo analitycznie: takowy środek pobudzający, spełniając swe definicyjne zadanie, nie gwarantuje podtrzymania naturalnej bystrości myśli. Aktualnie*, na przykład, nadal nie chce mi się spać i nie odczuwam bezpośrednio jakiegoś konkretnego zmęczenia, jestem jego jednak świadom widząc pewien spadek kondycyjny - tak (właśnie) umysłowy, jak i (wspomniany) prostomotoryczny, widoczny w słabszej precyzji w choćby tak bezpośrednio teraźniejszochwilowym pisaniu na klawiaturze.
Przy czym senność zaczyna się, powoli, pojawiać - osobliwie mieszając się z owym sztucznościowym pobudzeniem i bardzo stopniowo je wypierając. I tak, najwyższy chyba czas na chwilę nocnego odjazdu.
[* - będąc pod wpływem rozpuszczalnomusującego środka pluszobodobnego, około trzy i pół godziny po spożyciu]
Przy czym reakcja organizmu nie należy do tych przeze mnie pożądanych: generalna trudność z pewnym wyluzowaniem się, uczucie lekkiej trząśliwości wewnętrznej przekładające się częściowo na widoczną motorykę ciała (nie jakoś jaskrawo, niemniej dostrzegalnie)... Generalne pobudzenie, sztuczne jednak - i w swej sztuczności intuicyjnie negatywnie intruzyjne.
Podobny efekt po spożyciu większej ilości czekolady, o czym zdarzyło mi się już tu wspomnieć niegdyś.
I przekłada się to na inności; dla przykładu - unikając nadmiaru soli przez pewien czas, stopniowo maleje we mnie untuicyjne zapotrzebowanie na nią i skłonny mogę być do uznania za przesolone czegoś, co jeszcze niedawno uważałem za takie w sam raz, do potencjalnego doprawienia.
Wchodząc na taką drogę Umiaru można rzeczywiście odmienić sobie percepcję wielu rzeczy... i docenić, chociażby, bardziej pierwotny smak czegoś, nie jego brutalnie maskaradowo przyprawioną wersję.
Przy czym, dodatkowo analitycznie: takowy środek pobudzający, spełniając swe definicyjne zadanie, nie gwarantuje podtrzymania naturalnej bystrości myśli. Aktualnie*, na przykład, nadal nie chce mi się spać i nie odczuwam bezpośrednio jakiegoś konkretnego zmęczenia, jestem jego jednak świadom widząc pewien spadek kondycyjny - tak (właśnie) umysłowy, jak i (wspomniany) prostomotoryczny, widoczny w słabszej precyzji w choćby tak bezpośrednio teraźniejszochwilowym pisaniu na klawiaturze.
Przy czym senność zaczyna się, powoli, pojawiać - osobliwie mieszając się z owym sztucznościowym pobudzeniem i bardzo stopniowo je wypierając. I tak, najwyższy chyba czas na chwilę nocnego odjazdu.
[* - będąc pod wpływem rozpuszczalnomusującego środka pluszobodobnego, około trzy i pół godziny po spożyciu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz