...tu powinno dziać się więcej.
Ospałość, przedziwnie magnetyczna. Tak po linii astronomicznej, jak to po - nadal chyba hipotetycznym - Wielkim Wybuchu i ruchowym zatrzęsieniu przezeń wywołanym, wszystko stopniowo i naturalnie, umiarkowanie niepostrzeżenie...

...to już trzy przysłówki. Cztery, jeśli by podliczać sztywniej...

...niepostrzeżenie wytraca swą prędkość, zdążając do spoczynku.

Znowu żeś się zielonej napił, że w tak niesłychany galop myślowy tak nagle popadłeś? Pora zatańczyć, pora wyrobić normę?

Faktycznie - nie mogę sam się oszukiwać; tak właśnie było, przez: jest. W mej filiżance właśnie ten napój. I prawdziwie gorszące to wręcz i irytujące, żebym potrzebował czegoś tak banalnego do ruszenia swego mózgu; jakbym był bardziej jeszcze miażdżąco uwarunkowany niż bym tego chciał, bądź raczej - spodziewał się dotąd. Czyżbym nie miał wpływu; nie umiał sam w sobie, intencją, tej iskry wykrzesać, co do zapłonu potrzebna? To jeszcze bardziej do tej myśli głównej przynależy, jednak drobnostka to tak dotkliwa, tak... bezpośrednia... W powiązaniu z wykładem tym, co filozoficznie na oporze ludzkim się skupiał...

...na którym to...

...tak, nie uważałem dość, jak pokazuje niedosyt tej chwili bieżącej. Do nadrobienia to, i to pilnego. Lub wcale - bym się o swoją przekorność nie rozbił, znów; tfu tfu.

Temat to stary jednak, dla wielu chyba intuicyjny też dość. Cokolwiek nowego dostrzegłeś, świeżego? Rozwojowi wygoda chyba nigdy nie służyła, zawsze skoro tylko komfortowo się zrobi, stworzenie ma tendencję to zatapiania się w komfortności tejże - ba, jakże dosłownie!
I żeby to choć pozytywność niosło, zysk jakiś - jednak właśnie, jeśli pozostawić to samorzutności, to bardziej z letargiem skojarzenie przychodzi, którego złe strony przeważają nad dobrymi, coraz to bardziej, jak czas naprzód idzie: gdy narzędzie, jak z tych wielu z ekranem, przestaje ulepszać, a zaczyna usypiać.

...właśnie tak moje myśli płynęły, faktycznie. Z zahaczeniem o rutynowość jeszcze: ten subtelnie wredny mechanizm człowieczy - choć w sumie nie tylko nasz, pewnie - co niby w zamiarze służebny, w praktyce zaś tak brutalnie percepcję okrajający... Może i on jednak ma w sobie też głębszy sens: idyllicznie sprzyja jednostce ambitnie oddanej poszukiwaniu najwyższego dobra, ,,usłużnie" usuwając z drogi wszelkie postrzeżenia, co by mogły od celu tego odwrócić uwagę. Jednak czyż pośród tych przyciemnianych postrzeżeń, tych skromnych dobrostek, nie zawierają się może i tropo-wskazówki do tejże Najwyższości, której upragnienie w naturę tegoż poszukiwacza wkodowane?

- Byłby to stan rzeczy dosyć niemiły: cel określony mieć zaszczepiony, a narzędzia trefne. Optymistyczny racjonalista zasugerowałby chyba, że błąd gdzieś w dumaniu; że to z osprzętu przez naturę danego wynika właśnie ów cel optymalny, najwyższy; że w niezgodzie one wręcz istnieć nie mogłyby, te rzeczy dwie.

...Narzędzia bowiem być może niskiego rzędu, wyewoluowane pokrętną ścieżką - zawsze odpowiednio do danej chwili, by ułatwić przetrwanie gatunku dalsze; pośród tych narzędzi zaś być może rozumność kwalifikowałaby się jako takie narzędzie specyficzne, z nieprzewidzianymi skutkami ubocznymi: dalej sprzyjające bezpośrednio przetrwaniu i odpowiedniemu dostosowaniu do tego celu bieżącego otoczenia, jednak otwierając również - niezamierzenie - cały wymiar z-pragmatycznego-punktu-widzenia niepraktycznej myśli, której natura każe jej oddalać się coraz to bardziej od codziennej, zwierzologicznej zaradności wobec doraźnych sytuacji, nakazując błędny rozrost w bujne metafizyczności, renegackie wobec owej przyziemnej naturalności - wcale być może nie patogenne, być może wręcz niespodzianie geniuszu sięgające, geniuszu celowości wykraczającego ponad zwykłą ewolucyjną naturowość.

Zabawnie tragicznym czyniłoby to człowieka: skazanego niniejszym na nierówną walkę ze swą własną naturą - w imię objawionej owym nieprzewidzianym przez ewolucję geniuszem Wartości - jeszcze bardziej, niż dotychczas. Pachnie to jednak - tak jakby - jednym z tych stanowisk, które duży udział wiary w sobie odnotowują... i luźnej, nie wnioskowo-intuicyjnej kreatywności.

Tak, istotnie...

z gry pięknej wiatr dźwięku ożywczy, jak płomień
ze strun wydobyty - i, choć niewidzialny,
koloru tak pełny
Jak ja kocham nieregularnym być, no normalnie jak mi kredki i flamaster pomarańczowy bliskie, tako miłości tej zażyłość niezmierna i niegasnąca wręcz, niemalejąca, nieniknąca, niepadająca, niesłychana, niewypowiedziana...
Coś na pocieszenie, heheh - w samą porę, możnaby rzec.

...i przyjdzie taki czas
że z muru dowiem więcej się
niż z twoich słów

i pożałuję
gorzko

że spojrzałem nań


...kaj venos tiu tempo
kiam de muro ekscios mi pli
ol el viaj vortoj

kaj bedawros mi
amare

ke rigardis mi gxin

Ciekawe rzeczy czasem można znaleźć, błądząc po jutubowym strychu...
Jak dla mnie - godne uwagi jest takie podejście poznawcze, w którym dociekliwość podmiotu poznającego nigdy do końca nie ustaje (opcjonalnie wyłączając kwestie niepowątpiewalne - których jednak, gdy się lepiej przyjrzeć, jest bardzo niewiele) i zachowana jest w związku z tym pewna niezbędna do tego otwartość umysłu.
Mnogość ludzi zaś - czy to z lenistwa, czy z chęci poczucia się ,,w grupie" - szuka jakby tylko pasującej im opinii, najlepiej gotowej już; ewentualnie ,,trendowo" ją zmieniając i dobarwiając własnymi emocjami (podanymi wcześniej w przystępnej formie, gdzie indziej).

Można w refleksję popaść: jak wyglądałby świat zapełniony ludźmi myślącymi relatywnie ambitniej.


Nic nowego to; inspirowane wręcz niegdyś zasłyszanymi naukami Mariana Grabowskiego (wykładowcy UMK) - jednak czytając komentarze do ostatnich wydarzeń Osamowych intuicyjnie się w taką całość złożyło.
Do grona doraźnych dobrodziejstw mych dołącza niniejszym tego wieczoru, zajmując (za)szczytne miejsce (zaraz obok ładunku penetracyjnego kalibru stu siedmiu milimetrów) imć Solpedyna (ratując mnie akurat bardziej od niedogodności rzeczywistej, niż wirtualnej (choć ,,wirtualny" znaczy właśnie między innymi ,,rzeczywisty" w angielskiej mowie, zwłaszcza w starszych użyciach)).

Choć nie tak stuprocentowo wcale.
Od rana diabelstwo trzyma jakoś.
Łeb, znaczy się. Trzymany jest.

Zapewne winienem wcześniej do snu się złożyć w tej sytuacji. I zapewne, znając swą przekorność - właśnie dlatego, że powinienem i dobrze by tak było, to tak się nie stanie.

Rany, dawno tu niczego nie było w pierwszej osobie, jak się tak zastanowię. Znaczy, więcej objętościowo też.

W innych wiadomościach: Kolorowe Kredki postanowiły zbuntować się przeciw tyranii Złych Grej(p)frutów. Ograniczona kreatywność pomysłowościowa wspomnianych kredek może jednakowoż utrudnić wyprowadzenie z tegoż postanowienia jakiejkolwiek konkretnej inicjatywy.

Postanowienie jednak, to przecież połowa sukcesu przynajmniej już.
Jak szczere jest, znaczy się.
Jestem pewien że imć tanK coś właśnie wspominał o tym, filozofer ów germański. Niemcy zaś to naród, jak wiadomo, stosunkowo niezawodny i uporządkowany - jeśli więc już ufać komukolwiek, to zdecydowanie im właśnie (nie).

Jako, że cały świat w skupieniu obserwuje dalszy los Deteminacji Kolorowych Kredek, pominiemy w dzisiejszym wydaniu resztę relatywnie mało ważnych wiadomości - informując jedynie, że najbliższej nocy temperatura w Smoleńsku winna wahać się w granicach dwunastu i osiemnastu stopni Celsjusza, z wiatrem wiejącym na północny wschód z prędkością około dziesięciu kilometrów na godzinę i możliwymi przelotnymi opadami deszczu.

Gdy po rezygnacji znów stajesz do walki
na nowo: z nadzieją i płomieniem w oczach;
gdy w mieczu blask świtu i wiatr sprzyjający
rozgania twych wrogów i prowadzi ostrze

Gdy jesteś już pewien, że właśnie znalazłeś
to, za co walczyć jest cnotą najwyższą;
gdy oto raz pierwszy sens broni twej widzisz

- tym bardziej tak boli, gdy bez zapowiedzi
w pierś wprost, jak grom, bełt ciało przebija.
Smutne trochę, gdy nadzieja rozbija się o brak zaufania.

Brak czego?

Zaufania. Ufności. Wiesz, tej głupiej rzeczy z której naśmiewałeś się ostatnim razem.

Co zatem - powiew sentymentu i spontaniczny powrót do tematu teraz? Tak, retoryczny ten zwrot; odór emocjonalnej pseudorefleksji czuć tu na kilometr przysłowiowy.
Twoja nadzieja i czyiś brak tego... tak, zaufania tego, naiwności niemądrej. Jak to zwał mniejsza. Ano tak, i rozczarowanie twoje widoczne na twarzy bardziej niż wyraźnie - rozczarowanie czyjąś nabytą (choć psiamać wie, może i wrodzoną) mądrością życiową; że ktoś śmie krytycznym być wobec entuzjazmu twego, że nie skacze raźnie - z wiarą w oczach - w przepaść, hop-już. Och, jakże to istotnie rozczarowujące być może.

Wiesz, najdroższy, niektóre relacje właśnie na tej rzeczy z natury się opierają, mając ją wpisaną w swą treść jako relatywnie niezbędny fundament.

Zaiste mądry i odpowiedni to fundament dla czegoś uwagi godnego. Tak, doprawdy, nie słyszałem nigdy o lepszych podwalinach do budowania czegoś konkretnego, niż głupota i naiwność. Zaiste rację mieć musisz. Najdroższy.

Oj zdziwibyś się - ile rzeczy mogłoby się zrazu posypać bez tak uroczego styropianu pod spodem. Klnij ile chcesz, był to i będzie dość istotny składnik wszelkich konstruktywnych relacji międzyludzkich...

...,,Konstruktywnych" - oj proszę, tak radosne nieścisłości to już doprawdy gdziekolwiek zaprowadzić w końcu mogą.

- W luźnym znaczeniu; dopasuj jakikolwiek subiektywnie pozytywny wyraz na miejsce jego, jeśli ten ci wadzi jakoś szczególnie. Czepiając się słówek można nie dojść, natomiast, relatywnie nigdzie.

...mmm, polszczyznowe podwójne przeczenie i ,,relatywność" jeszcze, słodziutko się robi zaiste...

Oj dosyć już, nie o to przecież chodzi tu.

Naturalnie.
Więc cóż - jeśli coś miałoby mieć tenże uroczy styropianik za fundament swój, być może niezupełnie tak raźnego wartościowania byłoby to godne? Hmm?

...
Zabawnie jest czasem uświadomić sobie swój słaby punkt.

Podobnie trochę, jak gdy po najsłoneczniejszym dniu niespodziewanie przychodzi zimny wicher, wraz z nim zaś odległe dudnienie zbliżającej się burzy.

Przedziwnie zmienny potrafi być czas.

~

dla mądrych oczu jednak czerń nocnej burzy zwiastunem zaledwie nieba piękniejszego

Tak sobie myślałem wieczorowo o co chodzi w tym wszystkim i tak dalej... póki jeszcze nie zrobiło mi się wystarczająco zimno by zmusić mnie do powrotu do domu z wypadu ze śmieciami. Wielce filozoficznego, znaczy się. I tako, w obliczu braku konkretnej owocności tychże przemyśleń, wróciłem do pokoju, półbezwładnościowo odpaliłem mego półstacjonarnego niepółlaptopa, i... w sumie nic wielkiego, tylko ten mały filmik czekający w subskrypcjach na jutubie. Nie, by jakoś rozstrzygał całe zagadnienie... ale tak się ciekawie wpasował w klimat.


To mogło się już przewinąć tutaj gdzieś, dużo wcześniej... Jednak oto jest ponownie.

Film naprawdę świetny i szczerze polecany (oryginalny tytuł, ,,Das Boot", po polsku przetłumaczono chyba - relatywnie wiernie - na ,,Okręt"). Niesamowity klimat, wierność (choć za ten aspekt nie ręczę w 100%) i świetne przesłanie.
Naprawdę świetny kawałek kinematografii.


gubię się

Jest również w wersji polskiej, gdyby były wątpliwości.
Tym razem wyciąg z jednej spontanicznie
rozrosłej korespondencji dzisiejszej:

Ja swojej głowy zdecydowanie tak nie ,,półeczkuję"; bardziej przypominałoby to raczej przelokowywanie różnych rzeczy w jakiejś bezgrawitacyjnej, statycznej przestrzeni...

...lubię też jakoś metafory marynistyczne, z personifikacją siebie jako jakiegoś okrętu żaglowego, np.

Całkiem spory potencjał ma takie założenie i da się weń sporo wplastycznić.

Zaś inspiracje... tak, zewsząd mnie otaczają; jeśli jednak duch mój jest rozbity i w letargu, to nikły pożytek potrafi z nich wyciągnąć. Mam garść wizji które pragnę spełnić - bądź przynajmniej spróbować to uczynić - jednak bez pewnej samodyscypliny i rygoru wobec niekorzystnych przyzwyczajeń może mi się to nie udać (a przynajmniej tak jasno wskazywałoby doświadczenie).

Duch ludzki w stanie bezwładności dryfuje raczej w kierunku oszczędzania energii i bezruchu - jak praktycznie cała natura zresztą, co już wśród zwierząt widać: jeśli tylko drapieżny kot odpowiednio zaspokoi sobie swoje podstawowe żywieniowo-popędowe potrzeby, potrafi cały niemalże dzień przekimać spokojnie w słońcu. Lub w cieniu, zależnie od sytuacji i upodobań.

Nie wiem, czy jest to w jakiś sposób zbieżne bądź bliskie przynajmniej Obiektywnemu Sensowi Istnienia (jesli takowy istnieje/istniałby/istnieć może), jednakże osobiście intuicyjnie postrzegam za coś wartego dążenia mego właśnie pewien Opór wobec statyczności i marazmiczności, wobec ekonomicznie-poprawnej oszczędności energetycznej.

To jednak, samo w sobie, nie byłoby również zbyt rewolucyjne - bowiem inną dominującą siłą w znanym nam świecie, prócz tej pragnącej możliwie przyjemnego spoczynku, jest (przynajmniej zdaniem sporej garstki myślicielów samozwańczych) przekorność właśnie - pod którą mój ach-jakże-szlachetny-itakdalej opór możnaby podpisać.

...i generalnie jestem przekorny - zabawne, być może to moja najcharakterystyczniejsza cecha nawet.

Biorąc zaś pod uwagę moją chyba głęboką dość potrzebę manifestowania swej względnie świadomej wolności - nie chciałbym i w tym wypadku być jedynie przewidywalnym zjawiskiem.

Tak, to kolejna rzecz, co mnie jakoś odruchowo kręci - nieprzewidywalność. To jednak zupełnie jasne i oczywiste, skoro w swej istocie możnaby sprowadzić to do prosto-solidnego argumentu potwierdzającego moją wolność (lub wnet Wolność, zważając na to, jak ten na wpół-uchwytny fenomen ważny wydaje się dla równowagi psychicznej jednostki ludzkiej).

Plus: czujny i przytomny umysł potrafi całą zasobność inspiracji już w samym sobie nawet znaleźć - zwłaszcza, gdy wysili się nieco bardziej/finezyjniej wyobraźniowo. To też taki jeden z mych nieco-zaniedbywanych priorytetów: by swoją w-miarę-szeroko pojętą wyobraźnię w przyzwoitej kondycji utrzymywać. Odruchowo zaś człowiek potrafi nawet wobec czegoś takiego zabawną leniwość przejawiać... czego skutki chyba nazbyt niestety powszechnie można czasem u tej starszej, :bardziej dorosłej: części populacji dostrzec.

Tak, utrzymywać umysł w możliwie najlepszej kondycji... skutkiem zaś aktualnego dość silnego związania ducha/świadomości z daną nam cielesną powłoką i jej natarczywego narzucania się, dobrze też i o nią starać się zadbać - skutki takiej aktywności bowiem w dość udokumentowany sposób pozytywne są - już seria przysiadów prostych wszak potrafi, ożywiając przepływ krwi w ciele, rozjaśnić myśli i przywrócić czujność ducha. Aktualnie, po parotygodniowym chorowaniu, chyba tego mi zresztą najbardziej brak... W pewien sposób skrajna małoruchliwość chorobowa jednak przyczyniła się do kolejnych spostrzeżeń na ten temat, i tako - do rozsądnej motywacji większej. I to zatem miało swe całkiem sensowne miejsce i raison d'etre. Znowuż zabawnie całkiem.

Przekornie wręcz.