Do grona doraźnych dobrodziejstw mych dołącza niniejszym tego wieczoru, zajmując (za)szczytne miejsce (zaraz obok ładunku penetracyjnego kalibru stu siedmiu milimetrów) imć Solpedyna (ratując mnie akurat bardziej od niedogodności rzeczywistej, niż wirtualnej (choć ,,wirtualny" znaczy właśnie między innymi ,,rzeczywisty" w angielskiej mowie, zwłaszcza w starszych użyciach)).

Choć nie tak stuprocentowo wcale.
Od rana diabelstwo trzyma jakoś.
Łeb, znaczy się. Trzymany jest.

Zapewne winienem wcześniej do snu się złożyć w tej sytuacji. I zapewne, znając swą przekorność - właśnie dlatego, że powinienem i dobrze by tak było, to tak się nie stanie.

Rany, dawno tu niczego nie było w pierwszej osobie, jak się tak zastanowię. Znaczy, więcej objętościowo też.

W innych wiadomościach: Kolorowe Kredki postanowiły zbuntować się przeciw tyranii Złych Grej(p)frutów. Ograniczona kreatywność pomysłowościowa wspomnianych kredek może jednakowoż utrudnić wyprowadzenie z tegoż postanowienia jakiejkolwiek konkretnej inicjatywy.

Postanowienie jednak, to przecież połowa sukcesu przynajmniej już.
Jak szczere jest, znaczy się.
Jestem pewien że imć tanK coś właśnie wspominał o tym, filozofer ów germański. Niemcy zaś to naród, jak wiadomo, stosunkowo niezawodny i uporządkowany - jeśli więc już ufać komukolwiek, to zdecydowanie im właśnie (nie).

Jako, że cały świat w skupieniu obserwuje dalszy los Deteminacji Kolorowych Kredek, pominiemy w dzisiejszym wydaniu resztę relatywnie mało ważnych wiadomości - informując jedynie, że najbliższej nocy temperatura w Smoleńsku winna wahać się w granicach dwunastu i osiemnastu stopni Celsjusza, z wiatrem wiejącym na północny wschód z prędkością około dziesięciu kilometrów na godzinę i możliwymi przelotnymi opadami deszczu.

Gdy po rezygnacji znów stajesz do walki
na nowo: z nadzieją i płomieniem w oczach;
gdy w mieczu blask świtu i wiatr sprzyjający
rozgania twych wrogów i prowadzi ostrze

Gdy jesteś już pewien, że właśnie znalazłeś
to, za co walczyć jest cnotą najwyższą;
gdy oto raz pierwszy sens broni twej widzisz

- tym bardziej tak boli, gdy bez zapowiedzi
w pierś wprost, jak grom, bełt ciało przebija.
Smutne trochę, gdy nadzieja rozbija się o brak zaufania.

Brak czego?

Zaufania. Ufności. Wiesz, tej głupiej rzeczy z której naśmiewałeś się ostatnim razem.

Co zatem - powiew sentymentu i spontaniczny powrót do tematu teraz? Tak, retoryczny ten zwrot; odór emocjonalnej pseudorefleksji czuć tu na kilometr przysłowiowy.
Twoja nadzieja i czyiś brak tego... tak, zaufania tego, naiwności niemądrej. Jak to zwał mniejsza. Ano tak, i rozczarowanie twoje widoczne na twarzy bardziej niż wyraźnie - rozczarowanie czyjąś nabytą (choć psiamać wie, może i wrodzoną) mądrością życiową; że ktoś śmie krytycznym być wobec entuzjazmu twego, że nie skacze raźnie - z wiarą w oczach - w przepaść, hop-już. Och, jakże to istotnie rozczarowujące być może.

Wiesz, najdroższy, niektóre relacje właśnie na tej rzeczy z natury się opierają, mając ją wpisaną w swą treść jako relatywnie niezbędny fundament.

Zaiste mądry i odpowiedni to fundament dla czegoś uwagi godnego. Tak, doprawdy, nie słyszałem nigdy o lepszych podwalinach do budowania czegoś konkretnego, niż głupota i naiwność. Zaiste rację mieć musisz. Najdroższy.

Oj zdziwibyś się - ile rzeczy mogłoby się zrazu posypać bez tak uroczego styropianu pod spodem. Klnij ile chcesz, był to i będzie dość istotny składnik wszelkich konstruktywnych relacji międzyludzkich...

...,,Konstruktywnych" - oj proszę, tak radosne nieścisłości to już doprawdy gdziekolwiek zaprowadzić w końcu mogą.

- W luźnym znaczeniu; dopasuj jakikolwiek subiektywnie pozytywny wyraz na miejsce jego, jeśli ten ci wadzi jakoś szczególnie. Czepiając się słówek można nie dojść, natomiast, relatywnie nigdzie.

...mmm, polszczyznowe podwójne przeczenie i ,,relatywność" jeszcze, słodziutko się robi zaiste...

Oj dosyć już, nie o to przecież chodzi tu.

Naturalnie.
Więc cóż - jeśli coś miałoby mieć tenże uroczy styropianik za fundament swój, być może niezupełnie tak raźnego wartościowania byłoby to godne? Hmm?

...
Zabawnie jest czasem uświadomić sobie swój słaby punkt.

Podobnie trochę, jak gdy po najsłoneczniejszym dniu niespodziewanie przychodzi zimny wicher, wraz z nim zaś odległe dudnienie zbliżającej się burzy.

Przedziwnie zmienny potrafi być czas.

~

dla mądrych oczu jednak czerń nocnej burzy zwiastunem zaledwie nieba piękniejszego