W rowerze świeżo wymieniona manetka (ta od przednich tarcz, i co mi się dziwnie spontanicznie rozpękła radośnie jakieś dwa tygodnie temu... czy dalej) i znów płynie cudeńko owo po drodze jak marzenie. Przy tak słonecznej, jak przedwczoraj, pogodzie... koła same niosą, heheh.

Przy tak słonecznej pogodzie przypomina się Trigun.
I napisy doń, których dokończenie poszło w odstawkę na dłuższą chwilę. Jak jednak rzekłem komuś, że w wakacje winny się we względnej całości pojawić, tak miło by było słowa dotrzymać. Przyjemność przy tym niemalże sama to, przy filmie tak barwnym i cennym.

Aktualnie zaś? Nawiązaniem do poprzedniego wpisu prakycznie - ponowne wciągnięcie w wir kampanii Inkubacyjnej. Nic dodoć, nic ujońć.
Wielki Powrót Nieśmiertelnego. Coś tknęło mnie, i zbiorczo zebrane albumy tegoż zespołu torrentem w końcu zassałem. I nareszcie znów jest. Rodzaj wewnętrznego paliwa, tak mógłbym tę muzykę skrótem intuicyjnym określić. Sentyment doń zupełnie odruchowy i we wnętrzu zakodowany jakby. Gdzieś w fundamencie wnętrza wręcz.Ostatnio w ramach alternatywności komputerowych zaś drobny powrót do Inkubacji. W planach bliższych - odkurzenie zaległości szermierczych i mechopilotażowych. Te tytuły same w sobie dają mi pewną energię i dopełnienie. Na pewnym odległym horyzoncie nadal, o sylwetce rozmytej gorącym powietrzem, unosi się cierpliwie Frispejs. Może już niebawem. Ciągnie mnie do niego, podświadomie jednak chyba obawiam się rozmiarów przedsięwzięcia.
Nic, ino skopać dupę podświadomości.

Na pierwszym planie niezmiennie TA, naturalnie. Prócz modernizacji plecaka strona temuż poświęcona należy do grona oficjalnych inicjatyw głównych - a jest ich parę jeszcze. Ważne, że wszystko idzie - nienajszybciej może, ale jednak - do przodu.

Ah, właśnie. Na marginesie czeka rozpoczęta lektura podręczników erpegowo-ktultystycznych. Między innymi. Heheh.
Drobne zmiany graficzne powinny niebawem się tu przewinąć... Pomysł już praktycznie jest, tylko trochę czasu i skupienia na realizacji konieczne - jak zwykle. A jako że w chwili bieżącej trwa modernizacja plecaka, to... hmmmmm... Przynajmniej do wieczora tamta inicjatywka poczekać sobie musi. Prócz plecaka bowiem jeszcze kilka innych naglących nieco rzeczy dzisiaj w planie.

Z dyscypliną aktywnościową stopniowo lepiej. Klucz w tym, by nie skupiać się zbytnio na ogromie zaległości, lecz raźnie naprzód w nich iść krok po kroku, rzecz po rzeczy. Co by na dzień przynajmniej nieco do przodu być.

W tle muzyka z tyberiańskiego słońca akurat, w ampie... heheh. Sentyment jest. Total bez dwóch zdań lepszy jednak... Przy tym to, do czego mam sentyment z t.s., to zabudowa bazy i jej pewien klimat. I żniwiarki, przejeżdżające wąskimi uliczkami w fortyfikacjach do swych rafinerii. I ich bezdenna głupota przy wracaniu do rafinerii na końcu planszy, gdy ta blisko nich akurat chwilowo zajęta jest, wrrr. Tak, sentyment do żniwiarek mógłby potencjalnie podlec renegocjacjom.

No dobra. Idea podziemnych apeceków też była niezła. W sumie był to tradycyjny trzon mojej ofensywy... W porównaniu z tym ofensywa GDI jest tak niemiłosiernie liniowa...
Świetny wieczór. Niezwykły. Proste uczucie szczęścia pewnego, w ramach zazębiania się rzeczywistości i wizji marzeniowych - w zakresie śmiesznie skromnym, ale akurat do moich wymagań dopasowanym. Coś jak z błękitnym niebem - tylko mi czasem potrzeba jeszcze mniej, jakby. Choć, czy to mniej, czy więcej zali, to by pewnie dyskutować można było.
Czasem mało to dużo, a dużo tylko pozornie liczne i duże tak.
Czy może częściej, niż czasem.
Ajtam, detal. Nieistotny przy tej magiczności chwili teraźniejszej-szej-szej. Wielkość tej chwili nie rozdrabnia się na takie detale; w ogóle wręcz nierozdrabnialna jest. Taka chwila może tylko ujść percepcji: wymknąć się człowiekowi, niczym nieszczęśliwie zapomniany skarb.
Tym nieszczęśliwiej, że często nieświadomie zupełnie - trudniej wszak odnaleźć coś, czego utraty jest się nieświadomym.

...Jeśli lubisz gry w stylu nieco retro (a przynajmniej nie skręca cię na ich widok, itp.), w tym tzw. przygodówki... te odrobinę mroczniejsze, również - mając na myśli klimaty lekko lowkraftowe, by tak to intuicyjnie ująć, to jak najbardziej polecam krótką serię (czteroczęściową, którą zdecydowanie należy przechodzić po kolei), której początek stanowi 5 Days A Stranger. Subiektywnie - jak dla mnie - świetny klimat, wartościowe przesłania... Generalnie ciekawie i wartościowo spędzony czas.
Ah, no tak - znajomość angielskiego na w miarę przyzwoitym poziomie wymagana. Plus skromna umiejętność logicznego myślenia i kombinowania, jak to w przygodówkach.