Totalnodeliryczna zapaść dysku twardego na dwójce. Z uwzględnieniem zasady "do trzech razy sztuka" - przy trzecim wystąpieniu zniszczeniu uległa już nie tylko pierwsza, systemowo/startowa partycja, ale konkretnie wszystkie - razem z ostatnią, zawierającą cokolwiek duże archiwa różności (niemalże w pełni do odzyskania z zewnętrzno-sieciowej kopii zapasowej, na szczęście).

Instalator windy 2000 pokazywał jeszcze przed chwilą prawdziwe cudaniewidy w miejscu tablicy partycji (sumując wszystkie megabajty z wykreślonych przezeń partycji sformatowanych, niesformatowanych i brakujących, uzbierałoby się chyba... paręnaście terabajtów, co najmniej - dysk ów zaś fizycznie liczy sobie 160 GB...). Odpalony teraz GParted zaś pokazuje jedną jedyną partycję typu NTFS o wielkości 149,05 GB.

Pomińmy pewne wkurzenie z racji tego, że pewna kolekcja filmów/anime poszła się właśnie j*.

Całość jest dziwna.

Skrótowe streszczenie sytuacji przed? Kolejna (trzecia) reinstalka windy 2000 również napotkała problemy i odmówiła wystartowania się po resecie. Łokej. No to instalujemy pingwiniacza - miałem w końcu przetestować Debiana jednego już od dawna.

Podział partycji na tamten moment to
1. kilkugigowa systemówka,
2. druga kilkugigowa systemówka,
3. partycja główna (około 120 GB, może kilka więcej),
4. obszar niezagospodarowany, w wielkości 21 GB z groszem jakimś (specjalnie zostawiony na pingwiniacza).

No i dobra. Lecimy z instalką linuksa. Wszystko ładnie pięknie... tylko za butlołdera zainstalował się bezwyborowo GRUB.

No i jebs. Przy starcie systemu "error 18".
Chyba po to, bym przypadkiem nie zapomniał, za co konkretnie owego GRUBA nie cierpię.

No dobra. W geście lekkiej rezygnacji powiązanej z cierpliwością jednak niewyczerpaną jeszcze, przejście do kolejnej instalacji Windy 2000. Na pierwszej, równo 8-gigowej partycji.

Już na starcie, przy wyborze partycji owej - wyświetla toto, że wszystkie znajdujące się na tym dysku (pomijając pingwinowe, których nie widział, naturalnie) są uszkodzone/niesformatowane.

I nie jestem pewien, czy o uszkodzenie toto podejrzewać problemy z ostatnią instalką W2000. Byłbym wobec tego raczej sceptyczny - jak już, to zjechałoby toto tradycyjnie partycję swoją, systemówkę, bez odwalania jakichś dziwnych dewiacji na innych położonych wokół. Śmierdzi i toto robotą owego parszywego GRUBera. Co mi jednak zostało, najwyżej poprzeklinać nań. Nie warto sobie zbytnio na szajsenszmelcu zdrowia szarpać...

No więc, z nadzieją pewną, wskazuję instalatorowi, jak wspomniałem, ową 8-gigówkę pierwszą - co by ją sobie sformatował po swojemu i użył do dalszej wgrywki.

Formatowanie trwało dziwnie długo...

...ostatecznie skutkując stanem opisanym gdzieś w pierwszych akapitach.

No dobra. Zaczynamy od początku zatem. Pal licho wszystkie utracone dane; serię anime jednego ściągać się będzie odcinek po odcinku najwyżej i jakoś uda mi się tą nieszczęsność nadrobić i z rytmu oglądania go nie wyjść.

Tylko nadal nie rozumiem, co powoduje takie dziwne problemy z tym twardyskiem. Jest zasadniczo nowy, firmowy (nojtam, sigejt jakiś)... Coś z płytą główną? też nowa w miarę... Zasilacz? Ale czy jakieś wadliwości zasilacza mogłyby takie dziwności spowodować spontanicznie? Wszystko się jakoś dziwnie niedawno zaczęło... hm. Myśleć, myśleć, myśleć.

A z dwójką czeka mnie dziś chyba dłuższy wieczór...

(Plus nauczka na przyszłość - jeśli się planuje coś wypalić na płytkach, to stanowczo nie należy tego odkładać, tylko uskutecznić toto czym prędzej. I jedna uwaga przydatna jeszcze: naprawdę korzystnie jest mieć jeden twardysk dla dystemów, inny zaś dla wszelkiej materii właściwej.)

Brak komentarzy: