tak to jest, tak to jest
kiedy zaufania nie ma
zapada się świat

tiel jam estas
ke mondo sen fido
disfalas
Podbijanie aktywności celem na najbliższy czas, hai.

W najoptymistyczniejszej wersji dostateczne powodzenie tego założenia zaowocować winno również większą aktywnością i tutaj... tylko ja tak nieprzewidywalny jestem, że samemu mi trudno o swej przyszłości w jakikolwiek sposób relatywnie użytecznie (PRO)rokować. Może przy odpowiedniej dawce alternatywnych środków halucynogennych niemożebność takowego przedsięwzięcia uległaby drobno-uprzejmej redukcji, takowych eksperymentów jednak w planach najbliższo-przyszłościowych jakimś dziwnym zrządzeniem losu nie mam.

Choć znowuż ,,zrządzenie losu" to określenie bardziej pozytywne niż negatywne, i tako średnio w tym kontekście się w sensie poprawności sytuuje...

Nieważne.

Aktualnie trzeba na tymż zapożyczonym laptopie na chwilkę tanki odpalić, by zaliczyć jedną bitwę dzisiejszą i poprzez to swą dzienną wypłatę golda odebrać. Jeszcze parę takich dni na tym urlopie, i będzie można po powrocie całkiem ciekawe eksperymenty zakupowe tamże poczynić, hm hm.

No i kontynuować te mniej i bardziej parszywkowe zaległości lekturowe - znaczy się, nadrabianie tychże. Zaległości, znaczy się. Bo są.
A ja? Aktualnie opuściłem nawet mego ukochanego TF-a. Tak, nie rozegrałem ani rundy od jakiegoś... połtora tygodnia. I nie, głównym powodem tego nie jest LoL (w którym półregularnie zaliczałem ostatnimi dniami średnio jedną / dwie rozgrywki dziennie - głównie z bliższymi / lokalnymi znajomymi).

Głównym i relatywnie jedynym powodem tego jest łut szczęścia, jakiego doświadczyłem zostając zaakceptowanym do grona... hmm... oficjalnych testerów "Świata Czołgów" - gry aktualnie pozostającej w zamkniętej fazie beta, zza naszej wschodniej granicy, i generalnie... relatywnie świetnej.

Krótko i zwięźle: siadasz za sterami swego własnego czołgu. W miarę kolejnych bitew stać cię na ulepszenia do niego i/lub kupno jakiegoś nowego modelu; twoja załoga również zyskuje stopniowo doświadczenie, przyczyniając się do coraz lepszej efektywności ich maszyny. Akcent położony jest na kompromis pomiędzy możliwie daleko posuniętym realizmem / wiernością historyczną, a praktyczną grywalnością i możliwie daleko posuniętą prostotą kontroli.
I tak właśnie jest. Samo poruszanie się i strzelanie jest doprawdy bardzo proste i przejrzyste- do sukcesu zaś niezbędne poznanie możliwości swego czołgu, zgranie z drużyną, i... generalnie możliwie dużo kombinacyjno-taktycznego myślenia.
Hehe. No i stało się - od paru dni mamy już oficjalnie Starkrafta dwójkę. Dostępnego, przynajmniej - nie wszyscy bowiem muszą być aż tak entuzjastyczni wobec blizzardowej ceny stu pięćdziesięciu złociszy polskich nowych. Pomijając oczywiście inne sposoby wejścia w posiadanie tegoż tytułu - któż z nas, czystosumiennych obywateli chciałby przecież splamić się jakimś kraczydłem itp., wchodząc poniekąd w oficjalny konflikt z prawem, itp., itd., etc. (...).

Prócz oczekiwalnej ceny - jest na szczęście lepiej, niżby się wcześniej zapowiadało (choć wiedza to raczej z obserwacji + opinii, nie osobistego doświadczenia). Reakcje publiki zostały najwyraźniej w jakimś stopniu dostrzeżone i - generalnie - estetyka gry, dzięki skromnemu zapleczu finansowemu, została ponoć relatywnie ostatniominutowo dość wydajnie przeredagowana.

Czołg oblężniczy już nie jest "Crucio" - poprzedni wpis zatem niejako się... zdewaluował.

Z pobieżnych obserwacji - mimika twarzy w scenach pomiędzy misjami zaskoczyła mnie szczerze negatywnie. Po Blizzardzie oczekiwalibyśmy raczej intuicyjnie niejako czołowej jakości "filmików" i wszelkich paraklimatycznych wstawek graficznych... zaś właśnie w kwestii animacji twarzy i ekspresji emocji nasz wunderteam jakby niczego się od mego relatywnie ukochanego Zaworka* nie nauczył. Z całym szacunkiem, daleko jest nowym starkraftowym twarzom do poziomu Half-Lajfa dwójki itp.. W porównaniu do swego czasu, prosto zapętlone gadające głowy z Jedynki prezentują się porównawczo - śmiem rzec - znacznie lepiej.

W obliczu RTS-owości tego tytułu wspomniany zarzut można jednak uznać za przynajmniej trochę marginalny i niekluczowy. Mechanizmy grywalności, automatyka i poziom SzI**, etc. - to wszystko już na pierwszy rzut oka uległo w końcu oczekiwanej poprawie (escefałki chociażby potrafią już reperować automatycznie a'la-medycznie wszystko, co jest akurat wokół nich uszkodzone - potrzebę na wskroś manualnej kontroli tychże majstrów wspominam z Jedynki akurat wielce niemiło...).

Na moje bliższe / bezpośrednie zapoznanie się z tym tytułem zanosi się póki co średniawo - pewnie znowu, starym zwyczajem, dołączę do towarzystwa ze stosownym opóźnieniem; bez jakiegoś jednak bólu wewnętrznego czy czegokolwiek tego rzędu. Z obserwacji jednak - tytuł ciekawy i warty zapoznania się z. Tak w skrócie.

_______
* - Valve
** - Sztucznej Inteligencji