Da; zastanawiam się, czy warto szaraki do jakiejś kreatywności dziś zaprzęgać, czy może dać sobie już spokój i baterie na jutro przeładować. Druga opcja zupełnie racjonalną się jawi, niemniej pewna osobliwa ekstremalność pierwszej tej też... nęci. Zwłaszcza po skromnej dawce przedziwnych dzisiejszych produktywności wieczorowych... paraliterackich. Hym.
[tymczasem w ramach przerywnika drobnego linków kilka, jeśli ktoś nie widział jeszcze: 1) dość ciekawa reklama prezerwatyw; 2) 20-minutowy filmik po angielsku, "how to be emo" 3) jeśli ktoś zna film 300 i jakimś cudem jeszcze tego nie widział...]

Jak by to zmusić umysł swój do maksymalnej produktywności, kreatywności i takowej koncentracji... skoro powszechnie wiadoma jest owa niezmierzoność jego potencjału. Wykorzystać to; wykorzystać chcieć i umieć. Znana też w końcu prawda o nim, że niczym mięsień jest - niećwiczony może praktycznie zaniknąć, zadbany zaś - dokonać przeróżnych niezwykłości. A łatwo całkiem przychodzi ta swoista wewnętrzna inercja; leniwość, by się umysłowo zbyt nie wysilać i energię oszczędzać. Z własnego doświadczenia znane toto, w każdym razie.
I tak właśnie owa kwestia wypływa - w okolicznościach pewnego naturalnego, fizycznego zmęczenia po dniu i chęci odgórnej, by jednak to zmęczenie spróbować przełamać: władzę swą nad nim zamanifestować; dowieść choćby samemu sobie, że owa automatyka fizjologiczna nie jest mi panem totalnym - a przynajmniej nie w tej jeszcze sytuacji.
Ćwiczyć koncentrację. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.
Co by się nie sypać; co by do przodu iść.
Choć na chwilę bieżącą przydatnie jednak byłoby się przespać.
2 komentarze:
Bardzo podobają notki. Skany są wyraźne i iście archiwalne. Może coś o trawie umieścisz albo o deszczu? :D Pozdrawiam.
Podobają mi się (notki) o ja biedna rano nie idzie mi pisanie na kompie...:P
Prześlij komentarz