Za namową innego znajomego kolejne podejście do Frispejsa dziś, w ramach skromnych aktywności polanowych. Zdecydowanie wdzięczny za to jestem - zabawy było sporo i na nowo uświadomiło mi to wartość zawartą w tym tytule. (Jedyny problem w bardziej zasadniczym ogarnięciu całej tej zawieruchy dziejącej się wokół statku... z czym dość bezpośredni związek ma lepsze opanowanie tamejszej rozległej cokolwiek klawiszologii i jakieś sensowniejsze uporządkowanie jej.)
Frispejsowego natężenia emocji nie wytrzymała jednak - uwaga - moja dwójkowa karta muzyczna. W pewnym momencie zamiast zwykłych dźwięków zaczęła wydawać z siebie zdawkowe ni to piski, ni bipnięcia czy pomruki... by po (średnio długiej) chwili zgasnąć zupełnie. W menedżerze urządzeń windy (98) widoczna jej pozycja, w praktyce jednak w formie nieskasowanego cienia po obiekcie co był, a go już nie ma. Restart bezskuteczny - na całej linii cisza, dla programów wykrywających osprzęt urządzenie to formalnie przestało istnieć.
Na pocieszenie jest jeszcze na owej dwójce karta muzyczna na płycie głównej - nie najniezawodniejsza, ale jest; ino sterowniki wgrać.
Na pocieszenie jest jeszcze na owej dwójce karta muzyczna na płycie głównej - nie najniezawodniejsza, ale jest; ino sterowniki wgrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz